Saints Row (2022) – recenzja

Chociaż premiera gry odbyła się już kilka lat temu, dopiero teraz udało mi się zagrać w grę przy okazji ostatniego rozdawnictwa ze strony Epic Games Store. Ponieważ w internecie krąży już sporo wpisów, które nieco zniekształcają najnowszą i niestety ostatnią już produkcję studia Volition, zdecydowałem się dorzucić swoje trzy grosze co do gry.

Na samym wstępie zaznaczę, że jestem ogromnym fanem serii Saints Row i ograłem w większym lub mniejszym stopniu wszystkie części poza dostępną wyłącznie na Xbox'a jedynką. Jak większości fanów serii, moim absolutnym faworytem jest pod tym kątem trójka, która w pełni pokazała, czym seria Saints Row stoi i czym się różni od konkurencyjnego Grand Theft Auto. Receptura jest prosta: wziąć żywcem formułę GTA, wmieszać do niej szczyptę groteski, kilka łyżeczek łamania poprawności politycznej oraz dwie duże łyżki absurdalnego poczucia humoru. Pokochałem serię za całkowite odchodzenie od poważnego i ciężkiego gangsterskiego klimatu GTA na rzecz niezwykle prześmiewczej satyry, z nieszablonowymi misjami, zabawną fabułą oraz przerysowanymi przeciwnikami. Wraz z końcem czwartej części, która również mi się podobała, przyszłość serii była niepewna. Wszystko aż do ogłoszenia nowego Saints Row, które służy jako całkowity reboot serii i powrót do korzeni. Czy ten faktycznie był dobrym powrotem do świata gangu Świętych? W pewnym sensie. Ale od początku...

Witamy w Santo Illeso

Akcja Saints Row przenosi nas do fikcyjnego miasta Santo Illeso, w którym podobnie jak w poprzednich osłonach, jako szef nowego gangu Świętych będziemy musieli przejąć kontrolę nad miastem, wykonując przeróżne misje fabularne, budując przynoszące nam zyski interesy, czy odkrywając kolejne znajdźki na mapie, które zwiększają naszą kontrolę nad danymi dzielnicami miasta. W porównaniu do znanych z poprzednich części Stilwater oraz Steelport, Santo Illeso wyróżnia odczuwalnie większy świat. O ile poprzednie miasta były wyspami w stylu konkurencyjnego GTA 3 i GTA Vice City, tak Santo Illeso wreszcie jest bardziej otwartym kawałkiem lądu, zbliżonym już klimatem do GTA San Andreas. Poza ogromną metropolią na środku, w skład mapy wchodzi sporo terenów pustynnych, na których również znajdziemy mnóstwo aktywności pobocznych. Samo miasto, podobnie jak w poprzednich częściach, jest też całkiem różnorodne: od nieco uboższych getto-dzielnic na wschodzie, przez południowe części z kasynami, aż po rejon biznesowy z drapaczami chmur na północnym-zachodzie. Nie mam nic do zarzucenia samej scenerii, która również ma własny, niepowtarzalny charakter. Jest co odkrywać i jest gdzie rozbudowywać nasze imperium... o ile mówimy tylko o samym mieście. Niestety pustkowia wokół głównego miasta uważam za najnudniejszy element gry, którym zająłem się dopiero pod sam koniec gry (a i tego nie dokończyłem z nudy). W międzyczasie te albo omijałem całkowicie, bo nie miałem potrzeby nawet do nich jechać (te oferują tylko znajdźki i nowe elementy do odblokowania i... to tyle), ponieważ więcej akcji dzieje się tylko w głównym mieście. Mieszane uczucia mam też wobec dwóch dzielnic dodanych na potrzeby fabularnych dodatków, które poszerzają nam mapę odpowiednio na południowy-wschód i południowy-zachód. Mimo fajnego klimatu, gdzie ta pierwsza jest dzielnicą gwiazd przypominającą Hollywood, a druga niewielką wioską stanowiącą serce LARPowców grających w klimatach postapo, dzielnice te są niewielkie i dzieli je ogromny dystans do głównego miasta. Poza odpowiadającymi im misjami fabularnymi (też niezbyt licznymi), każda z nich ma zawartość na około 30 minut rozgrywki. Szkoda.

Szef

Żeby zacząć grać, musimy oczywiście stworzyć naszą postać. W tym celu twórcy oddali nam faktycznie potężne narzędzie, z wieloma opcjami wyboru nie tylko wyglądu postaci, ale również ubrań. Ponieważ nie jestem typem spędzającym godziny w edytorze postaci, postanowiłem postawić na absurdalną postać rudego, szczupłego gościa z bródką, okularami przeciwsłonecznymi oraz... srebrną skórą. Opcji było sporo i jestem pewny, że każdy gracz będzie z nich zadowolony. Ciekawą funkcją jest możliwość udostępnienia swojego “Szefa” innym graczom do przeglądania, głosowania oraz, oczywiście, pobrania do naszej gry. Patrząc po kreatywności graczy, nie mam wątpliwości, że w tym edytorze da się stworzyć cudowne dzieła.

Fabuła

Fabuła Saints Row pokazuje losy czterech mieszkających ze sobą przyjaciół: naszego protagonistę, mechaniczki Neenah, aspirującego inwestora Eli oraz DJa Kevina. Bohaterowie starają się związać jakoś koniec z końcem, mieszkając w niewielkim apartamencie na peryferiach Santo Illeso. Nasza postać zyskuje posadę w prywatnej armii Marshalla, gdzie jest częścią oddziału szturmowego, mającego na celu zaprowadzić w mieście porządek i zmniejszyć aktywność gangów. Razem z przyjaciółmi, pracującymi zresztą dla dwóch konkurencyjnych organizacji przestępczych (Neenah dla latynoskich Los Panteros a Kevin dla anarchistycznych Idoli) wplątują się w wojny prowadzone przez te trzy stronnictwa, by ostatecznie zdecydować się na założenie własnego gangu Świętych. Fabuła nowego Saints Row chociaż stara się jak może dorównać absurdalności poprzednich osłon, jest bardzo nierówna. Chociaż potrafi w wielu aspektach zaskakiwać i nie mogłem narzekać na nudę, brakowało mi czegoś. Fabuła nowego Saints Row ma odrobinę szaleństwa i zdecydowanie zmierza do całkiem ciekawego finału, ale w międzyczasie oferuje stosunkowo nudne dialogi (zarówno w kontekście poprzednich części, jak i ogólnie), a same misje wydają się strasznie krótkie w wielu sytuacjach. Misje poboczne trzymają często podobny poziom, chociaż tu zdarzają się zaskoczenia. Najciekawszym i najbardziej kreatywnym wątkiem wydaje się ten dotyczący LARPu, który w realiach Saints Row odnajduje się znakomicie. Jest groteskowo, jest absurdalnie i jest śmiesznie. Dodatek fabularny jeszcze dodatkowo rozwija ten wątek o nowe elementy, przez co jest tylko ciekawiej. Odnoszę też wrażenie, że Saints Row nieco za bardzo przypomina opowieść o przyjaźni niż o rozwoju gangu. Nie byłoby z tym problemu gdyby nie to, że postacie wspierające służą w fabule bardziej jako bohater zbiorowy. Po przejściu całej kampanii trudno jest mi znaleźć cechy, które tych bohaterów wyróżniają, poza w zasadzie wyglądem. Ewentualne wątki osobiste, które mogły zostać rozwinięte, zostały tutaj spłycone. Ot, historia o przyjaźni z nijakimi osobami. Tego mi właśnie zabrakło: wyraźniejszych postaci, o wiele większej ekspozycji, często wręcz przerysowania. Nie kupuję Kevina nienoszącego koszulki “by pokazać swoją męskość” jako charakterystyki postaci.

Aktywności poboczne

Tak jak w przypadku poprzedniej odsłony, aktywności pobocznych jest w Saints Row mnóstwo. Te podzielone są na dwie kategorie: związane z naszymi interesami oraz opcjonalne. O ile te pierwsze nagradzają nas wpływami, pieniędzmi oraz możliwością posuwania fabuły do przodu, ta druga kategoria to opcjonalne znajdźki nagradzające nas oficjalnym “ukończeniem dzielnicy”. Najnowszy Saints Row oferuje zauważalnie więcej aktywności niż poprzednie odsłony, z czego wiele z nich jest stosunkowo powtarzalnych. Mamy powracające z poprzednich odsłon wymuszanie ubezpieczeń rzucaniem się pod samochody oraz rozwałki (tutaj rozbudowane o wszelakie eksperymentalne wyposażenie). Poza tym istnieje wiele nowych aktywności, które jednak nie wyróżniają się niczym specjalnym, ot zrobić zdjęcie, pokonać fale przeciwników, ukraść pojazd i dojechać nim do celu itp. Powiem bez ogródek: aktywności są w większości nudne. Misje wymagające walki rzucają na nas te same grupki niewiarygodnie słabych przeciwników (jeszcze słabszych, jeśli wbijemy maksymalny poziom), kradnąc pojazdy, nie jesteśmy przez nikogo ścigani (albo goni nas tak marny pościg, że gubimy go po przejechaniu pół kilometra) a pościgi nie emocjonują. Jest też kilka aktywności, które nie tylko nudzą, ale wręcz irytują. Takich znajdziek są dwa rodzaje: Tajemnicze miejsca oraz Strzelnice. Wkurzają one koniecznością bezproduktywnego biegania po określonym obszarze w poszukiwaniu odpowiednio tabliczek z nagranymi informacjami albo z celami do zastrzelenia. Pomijając absurdalność tych misji (w najnowszej odsłonie serii mamy szukanie tabliczek zawierających... informacje turystyczne na temat odwiedzanych miejsc... w serii, w której pojawiały się aktywności pokroju biegania nago i gorszenia przechodniów, czy jazdą szambowozem w celu spryskiwania nieruchomości, by obniżyć ich ceny) jest to po prostu pusty zapychacz. Chociaż same aktywności były nijakie, stosunkowo chętnie je wykonywałem dla samego poczucia rozwoju gangsterskiego imperium. Pod tym kątem fajnym uczuciem było patrzeć na mapę, która zmieniała kolor na fioletowy. Jedną z ciekawszych aktywności była aplikacja Wanted, która zawierała zadania zabójstwa. Mimo że nagrody za te misje były z czasem śmiesznie niskie, oferowały one najwięcej innowacyjności. Każdy cel do zabicia wymagał nieco innego podejścia, jak również zdarzały się w nich drobne plot twisty. Bardzo ubolewam, że jest to aktywność znacząca tak mało.

Ogólna atmosfera gry

Ku ubolewaniu mojemu i wielu fanów serii, najnowszy Saints Row to gra stosunkowo grzeczna, która nie ma na celu urazić nikogo. Gangi są kalkami gangów z trzeciej odsłony serii (przy drobnym liftingu), aktywności są generyczne, dialogi bezpłciowe albo niedojrzałe. Poczucie humoru w sporej mierze też zdaje się uderzać bardziej w Pokolenie Z niż w wieloletnich fanów serii. Czy mimo miałkości samego klimatu, czuć, że jest to Saints Row? W pewnym sensie tak. Czuję, że twórcy chociaż w jakiś sposób starali się odnieść do tradycji. Mamy kościół jako siedzibę gangu, mamy poukrywane gdzie niegdzie easter eggi nawiązujące do poprzednich odsłon (np. makieta Profesora Genkiego czy tatuaż z wizerunkiem Johnego Gata) oraz ugrzecznione, ale i tak nieco głupkowate stroje dla naszego Szefa. Za grą stała jakaś wizja rebootu, z czego zabrakło ostrej papryki, by doprawić całość. Na pewno doceniam, że twórcy wyciągnęli lekcję z tak sobie przyjętego Saints Row IV i nie zlekceważyli aspektu poruszania się głównie autami (model jazdy jest mega nierealistyczny i bywa zbugowany, ale pasuje do serii). Pojazdów jest sporo, mamy dalej opcję tuningu i dostosowania każdego jego elementu pod siebie. Są to wciąż Święci, chociaż nieco inni niż ich zapamiętaliśmy.

Wydajność i bugi

Ogrywając grę na Linuksie z najnowszą wersją GE-Protona na moim Radeonie RX 6600, gra miała wydajność doskonałą. Gra trzymała stabilny klatkarz na Ultra detalach. Nie napotkałem też problemów z crashami. Pod tym kątem jest bardzo dobrze. W kwestii bugów: te w produkcji pojawiają się, lecz z intensywnością bugów w obecnej wersji Skyrima. Grę da się przejść od początku do końca i napotkałem cały jeden bug, który zablokował misję główną aż do jej restartu od checkpointa. Problemy mogą wynikać albo z drobnych gliczów graficznych, albo z nieco za bardzo uproszczonego modelu jazdy (np. wypadanie z auta po wjechaniu na niewidzialną skałę, która potem nie istnieje, albo brak możliwości zejścia z auta by wejść do pomieszczenia przed nami). W kwestii modelu strzelania czy walki nie odczułem problemów z mojej strony. Ten też jest uproszczony i do tego ma włączone automatyczne wspomaganie celowania pod kątem konsolowców. Gra zawiera możliwość gry w kooperacji, jednak nie wypowiem się w kwestii stabilności tego rozwiązania, ponieważ grę ogrywałem w 100% solo.

A jak z konkurencyjnością do GTA?

Jednym z aspektów który chciałem poruszyć jest to, czym Saints Row miał być od początku: konkurencją do GTA. W przypadku Saints Row da się odczuć, że gra zatrzymała się możliwościowo na trójce. W przypadku Saints Row czuję spory niedosyt, ponieważ ta gra miała szansę być ciekawym konkurentem GTA. Niestety zaważył niższy budżet i kontrowersyjne decyzje o ugrzecznieniu pozycji. Budżet szczególnie widać po chociażby niewielkiej ilości budynków możliwych do odwiedzenia (w wiekszości te i tak mają krótki ekran ładowania, albo animację przesunięcia kamery). Zabrakło mi gdzieś tej swobody. Wydaje mi się też, że Saints Row wiele by zyskał na odpowiedniku GTA Online, gdzie możliwe byłyby dodatkowe misje na więcej niż dwóch graczy, czy PvP. Byłoby to zdecydowanie coś. Szkoda, wielka szkoda. Ale mamy co mamy.

Podsumowanie

Po latach otrzymaliśmy nową część Saints Rowa i szczerze powiem, nie spodziewałem się, że będzie to tak słodko-gorzka część. Z jednej strony było to ciekawe 30 godzin, z drugiej trochę przykro mi, że gra zakończyła żywot serii jak zakończyła, i nie powstanie więcej gier z tej serii (a przynajmniej nie od Volition, które niedługo po premierze Saints Row zostało rozwiązane). Nowy Saints Row ma gdzieś tam ukrytego ducha oryginału, lecz potrzeba nieco więcej wysiłku, by go znaleźć. Ale jeżeli lubicie gry akcji, jest to gra zdecydowanie warta wypróbowania. Jeszcze lepiej, jeżeli tak jak ja zgarnęliście grę za darmo z Epica w grudniu.

Daję Saints Row takie 6,5 na 10. Bezpieczna ocena, dla równie bezpiecznej gry. To było ciekawe 30 godzin i nie wątpię, że do gry jeszcze powrócę, bo nie jest źle, ale mogło być dużo, dużo lepiej.


O ile nie stwierdzono inaczej, wszystkie wpisy dostępne są na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0. Ikona licencji