RawiKon 2023 – komentarz

Po stosunkowo długawej, bo liczącej równo 100 km trasie, wróciłem z pierwszej edycji festiwalu fantastyki RawiKon w Rawiczu. I chociaż nie skończyłem jeszcze kolacji (w momencie pisania tego zdania, została mi 1 i 4/5 kanapki na talerzu), czas na mój komentarz co do najnowszego debiutu z konwentowej mapy polski.

Chcę na wstępie zaznaczyć, że jak w przypadku wszystkich moich dotychczasowych komentarzy, jest to jedynie moja subiektywna ocena wydarzenia, i nie koniecznie musi odzwierciedlać odczucia każdego uczestnika (a nawet jeśli to będę to wyraźnie zaznaczał). Ponadto mając na uwadze, że jest to debiut tego wydarzenia, sekcja “Co można by poprawić?” może zawierać więcej pozycji niż sekcja dotycząca pozytywnych aspektów, jednak uspokajam potencjalnych czytelników mojego mini-bloga: sama impreza była moim zdaniem bardzo dobra, a opisane problemy są bardziej zwróceniem uwagi na kilka spraw. Wpis będzie też tyczył się mojego doświadczenia z jednego dnia konwentu (soboty).

Czym RawiKon mnie zaskoczył pozytywnie?

Solidna strefa wystawców

Nie byłbym sobą, gdybym jako osoba, która lubi przywozić z konwentów różne “pamiątki” nie wspomniał o strefie wystawców. W przypadku RawiKonu ta była podzielona na jedną wielką strefę na placu przed budynkiem biblioteki, w której odbywała się większość punktów programu, oraz na pojedyncze stoiska nieco większych niezależnych wydawnictw na tarasie na pierwszym piętrze budynku. Chociaż z początku byłem sceptyczny co do konceptu takiego rozstrzelenia wystawców, wypracowany kompromis był całkiem niezły. Wystawcy zdecydowali się na rozstawienie banerów, które były widoczne z placu, a drogę do tarasu było stosunkowo łatwo znaleźć. Chociaż wolałbym widzieć wszystkich wystawców w jednej strefie, to był to akceptowalny kompromis. Sama oferta była całkiem przyzwoita. Chociaż dominowali głównie pisarze ze swoimi powieściami, to jednak znalazły się też stoiska z rękodziełem, gadżetami, kostkami oraz pojedyncze stoiska z komiksami/mangami, oraz planszówkami. Chociaż tegoroczny RawiKon nie był może rajem dla fanów mangi i anime pod kątem oferowanych gadżetów, to według moich obserwacji i tak dało się kupić sporo fajnych anime-gadżetów. Jak dla mnie ok!

Mnóstwo stref chillu

Bardzo, ale to bardzo doceniam strefy chillu na każdym konwencie! RawiKon, ku mojej radości, poszedł pod tym kątem w stronę DFów. Stref chillu było mnóstwo: od leżaków pod sceną czy na tarasie, aż po pojedyncze strefy chillu rozsiane po całej bibliotece. Nie było problemu, żeby przysiąść i odsapnąć. Te też były różnorodne i nie sprowadzały się tylko do rozłożenia kilku leżaków. Były fotele, parasole na tarasie czy wiszące siedziska w budynku samej biblioteki. Super!

Doskonale zaopatrzony Games Room

Moja przeszłość jako organizatora planszówkowych games roomów nie pozwala mi nie wspomnieć o temacie strefy wypożyczania i ogrywania planszówek. Ta była wypełniona po brzegi planszówkami z różnych wydawnictw. Wybór gier był porównywalny z tym, który był na Pyrkonie, co w przypadku tak małego i do tego debiutanckiego wydarzenia, jest imponujące. Wydawnictwa z reguły są ostrożne z wysyłką gier dla debiutantów. Tutaj widać ekipa odpowiedzialna za konwent wiedziała, co robi. Nie jestem w stanie ocenić działania samego Games Roomu, ponieważ nie udało mi się zagrać w żadną planszówkę. Z obserwacji też nie mogłem znaleźć żadnych helperów, którzy pomogliby z wyjaśnianiem gier. Będzie trzeba się zapytać uczestników, którzy grali w jakieś planszówki.

Przyzwoita strefa retro

Chociaż moja znajoma miała nieco odmienne zdanie od mojego w tej kwestii, sądzę, że RawiKon miał całkiem poprawną strefę retro gier. Chociaż składała się ona z może dwunastu stanowisk i starsze konsole stały obok konsol nieco nowszych, które jeszcze statusu retro nie mają, to strefa spełniła swoją funkcję. Wybrano tytuły całkiem popularne, a samo miejsce było fajnie zorganizowane. Jasne, zabrakło mi może kilku starszych NESów czy Commodorków, to jednak jak na to, że organizowały to osoby związane z konwentem, a nie żadne organizacje trzecie, to całość wyszła solidnie.

Dostępność sleeproomów

Doceniam opcję sleeproomów na konwencie. Chociaż powinien to być standard w przypadku konwentów, to jednak przez pewny duży festiwal nie można tego już traktować jako normę. Niemniej jednak warto pochwalić za to organizatorów. Według relacji mojej znajomej całość znajduje się około 6 minut drogi piechotą od obiektu, i jest to były warsztat szkolny. Nie ma co jednak wymagać luksusów. O ile warsztat nie pełnił w przeszłości funkcji magazynu na odpady radioaktywne, spokojnie wystarczy na sleeproom.

Przyzwoicie prowadzone social media

Chociaż jak zawsze brakuje mi tutaj obecności RawiKonu na mediach otwartych (np. Mastodon) czy platformach oferujących względną prywatność (np. Telegram), to RawiKon robi niezłą robotę. Serwer Discorda (mimo że ten był bardzo trudny do znalezienia), strona internetowa i aplikacja Konwencik wystarczyły, by dotarły do mnie wszystkie informacje, bez konieczności posiadania przeze mnie konta na Facebooku. Jest pole do poprawy, ale jest też całkiem solidna podstawa do fajnej komunikacji z fanami.

Cena wydarzenia

RawiKon, jako impreza zorganizowana z pomocą instytucji kulturalnej, jest konwentem bezpłatnym. By wziąć udział, wystarczy tylko pobrać specjalną opaskę z punktu akredytacyjnego, i tyle. Bardzo to doceniam i uważam za niezwykle hojną ofertę! Na ogromny plus zasługuje też sleeproom, który dostępny jest dla każdego uczestnika, który wpłacił wcześniej skromną darowiznę na cele statutowe (według tego, co słyszałem, darowizna to 10 zł, ale nie mogę tego potwierdzić) i wypełnił formularz zgłoszeniowy. Nawet jeżeli byłby to koszt 30 czy 40 zł, i tak jest to doskonała cena. A jednak da się stworzyć fajną imprezę bez oczekiwań, że ludzie będą płacić za sam wstęp fortunę.

Rzeczy do poprawy

Zagospodarowanie budynku biblioteki

O ile na placu miejsca było sporo i atrakcje odbywające się na świeżym powietrzu były całkiem przyzwoite, tak jestem bardzo sceptyczny co do Biblioteki jako miejsca atrakcji, z kilku powodów. Od momentu wejścia na teren, przytłoczeni jesteśmy bardzo zbitą strukturą pomieszczeń oraz mnóstwem “zamkniętych” stref. Zacznijmy od samego głównego hallu: o ile atrakcje w nim były bardzo fajne i sprawiły mi mnóstwo frajdy (naukowe zabawy z fizyką), to jednak były rozmieszczone bardzo blisko siebie i czasami można było odczuć tłok. Widzę w tym dwa rozwiązania: albo umieścić tę strefę w innym miejscu (o ile to możliwe oczywiście!) i salkę tę wykorzystać na inne, zajmujące nieco mniej miejsca atrakcje, albo pomyśleć o dodatkowym wejściu, które mogłoby rozładować nieco ruch. Na tym jednak problem się nie kończy. Dalej są oznaczenia. Na RawiKonie postawiono na mega klimatyczne drogowskazy, pokazujące kierunki do danych atrakcji. Problem jest taki, że o ile jest to rozwiązanie ładne i klimatyczne, to kwestia praktyczności już jest nieco bardziej wątpliwa. Wiele razy musiałem pytać obsługę biblioteki o drogę. Chociaż gdzieniegdzie znajdowały się kartki z nawigacją i strzałkami, to jednak wolałbym, by było ich trochę więcej. Jeśli dodać do tego kwestię tego, że budynek biblioteki jest kilkupiętrowy, robi się chaos i w przypadku różnych atrakcji jesteśmy zmuszeni biegać po piętrach i liczyć na szczęście, że atrakcja odbywa się akurat na konkretnym piętrze. Wspominałem wcześniej o zamkniętości stref. Tutaj problemy te były dwojakie: pierwsze to mnóstwo sal oznaczonych jako sale do punktów programów, które były zamknięte... w dosłownym znaczeniu tego słowa. Pomieszczenie oznaczone jako “Cosplay”? Zamknięte drzwi. Sale RPGowe? Ponownie, zamykane pomieszczenia. Sale turniejowe? Między nią a korytarzem drzwi. Chociaż dla niektórych atrakcji było to całkiem dobre rozwiązanie, doceniłbym nieco większą otwartość w kwestii wielu stref. Widziałbym, że życie na konwencie toczy się nawet poza strefą wystawców i strefami chillu. Drugim problemem było rozłożenie sal, które też sprawiało, że te były zamknięte typowo dla osób, które po prostu wiedziały, gdzie się znajdują. Najbardziej oberwało się tutaj strefie z grami bitewnymi i prototypami. Oznaczenie tej sali było nieistniejące. Organizatorzy, proszę o więcej strzałek nawigacyjnych oraz więcej przestrzeni.

Odczuwalnie maławy nacisk na prelekcje

Może to wynikać z niewielkiej ilości prelegentów, co jest zrozumiałe w przypadku debiutanckich imprez, ale przeglądając program, trudno było mi nie odnieść wrażenia, że prelekcji było jakoś mało. Prelekcja odbywała się jedna, dwie na godzinę. Czasami nie odbywały się żadne. Do tego zaledwie dwie sale prelekcyjne plus dodatkowa “sala” na... tarasie (tak, obok kilku nielicznych wydawnictw, o których wspomniałem w pierwszym podpunkcie mojego komentarza). Cztery, pięć sal prelekcyjnych to moim zdaniem minimum, w przypadku podobnego wydarzenia. Sam program, chociaż był w miarę w porządku, to jednak nie obfitował w prelekcje na tematy związane np. z anime. Nie powiem, żebym był mocno zawiedziony z tego względu, ale warto pomyśleć o większej ilości sal prelekcyjnych w przyszłości.

Atrakcje-widmo

Jest to malutki problem, ale zauważyłem też na planie atrakcje, które albo się nie odbyły (np. strefa e-sportu) lub były bardzo mgliste (np. wcześniej wspomniana strefa cosplay, która przywitała mnie zamkniętymi drzwiami). Domyślam się, że był to wynik problemów z organizatorami tych atrakcji i nie winię tutaj samych organizatorów konwentu, ale warto pomyśleć w przyszłej edycji, jak sprawić, żeby ten aspekt nie wystąpił.

Konwentowość wydarzenia mogła być nieco większa

Ponownie, niewielki punkcik, ale dla mnie jednak bardzo ważny. Brakowało mi w imprezie elementów typowych dla małych konwentów od fanów dla fanów. Mówię tutaj o trzech aspektach. Pierwszym jest kwestia mówienia sobie po imieniu. Jest to ważny element kultury fandomu, gdzie mówimy sobie po imieniu, ksywce lub po prostu na “Ty”. Zasada ta nie zawsze była honorowana przez organizatorów, co spotkało się z moim ogromnym zdziwieniem. Nie mówcie do mnie na Pan! Jestem po prostu Robert... albo Szkodnik... Drugi aspekt to kwestia pomocników. Chociaż pomocnicy byli na imprezie to... jakby ich nie było. Jasne, widziałem grupy osób w pomarańczowych koszulkach czy osoby z identyfikatorami, ale trudno było mi odczuć, by faktycznie na RawiKonie byli. Gżdacz informator? Patrol? Osoby wpuszczające na prelekcje? Gdzie byli wszyscy? Nie jest to może duży problem, ale lubię widzieć, jak na konwencie są też osoby, które tworzą dany konwent i widać, że się dobrze bawią (albo i nie, ale ważne, że są!). Trzecia rzecz to brak atrakcji, bez których konwent, w pewnym sensie, nie jest konwentem. Tutaj takimi rzeczami była belgijka czy jagger, ale nie tylko. Domyślam się, że była to kwestia stosunkowo małej ilości miejsca, ale na pewno dałoby się znaleźć na to jakiś substytut w przyszłości. AKTUALIZACJA 04.07.2023. Po kontakcie z głównym organizatorem RawiKonu, według jego zapewnień belgijka była, chociaż nie była wyraźnie w planie. Wobec tego zmieniam sugestię na po prostu uwzględnianie takich atrakcji w planie.

I oto pierwsza edycja RawiKonu. Co mogę rzec: impreza nie wolna od drobnych problemów i problemików, ale i tak bardzo udany debiut i ważny punkt na mojej osobistej mapie konwentowej. Chociaż przyciasnawa w środku, na zewnątrz sympatyczna i z porządną atmosferą. Zdecydowanie doskonały wybór zarówno dla początkujących, jak i starszych konwentowiczów, którym brakuje klimatu starych konwentów. Do zobaczenia za rok w Rawiczu!


O ile nie stwierdzono inaczej, wszystkie wpisy dostępne są na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0. Ikona licencji