Postanowiłem przejść z Windowsa na openSUSE...

Jednym z moich postanowień na Nowy Rok było przejść z Windowsa na Linuksa. Ponieważ w końcu nadarzyła się ku temu okazja i znalazłem odpowiedniego kandydata do zainstalowania na moim komputerze, stało się! Oto moje wrażenia...

Warto tutaj zaznaczyć na wstępie, że niniejszy wpis będzie miał charakter przemyśleń osoby niesiedzącej w programowaniu i nieznającej wszystkich technikaliów związanych z Linuksami. Wszystkie opinie, które tutaj wyrażę, są całkowicie subiektywne (i mam nadzieję przez to przekonam też osoby nieco mniej techniczne do spróbowania Linuksa, albo chociaż spojrzenia na niego nieco przychylniejszym okiem).

Dlaczego openSUSE Tumbleweed a nie inne dystrybucje?

Przy wyborze dystrybucji kierowałem się trzema głównymi założeniami: preferencja dystrybucji rolling-release (system, który ma jedną ciągle wydawaną wersję i dostajemy do niego aktualizacje bezterminowo), oferowanie dobrej domyślnej integracji z KDE Plasma 5 (jeden z wariantów interfejsu) oraz wydawanie lub wsparcie przez większą firmę, lub podmiot. Kandydatów było sporo.

Wśród kandydatów pojawili się giganci, tacy jak Ubuntu, Pop!_OS, Manjaro czy nawet Fedora, ale każdy z tych systemów w jakiś sposób nie uwzględniał powyższych podpunktów. Popularne dystrybucje albo faworyzowały interfejs GNOME 3 (główną alternatywę do pulpitu KDE), albo nie były rolling-release, albo jeśli nawet nie były rolling-release to nie miały reputacji systemów stabilnych i wolnych od błędów w momencie wydania kolejnej edycji.

O openSUSE dowiedziałem się od pewnego streamera, który używa openSUSE na co dzień i nieodzownym elementem jego streamów jest rzeczowe pokazanie, na czym dokładnie pracuje. Sama możliwość zadania pytań odnośnie do praktycznego wykorzystania systemu też była pomocna w wyborze. Wcześniej openSUSE postrzegany był przeze mnie jako system będący mało popularną dystrybucją (w momencie pisania niniejszego wpisu openSUSE zajmuje 12 miejsce na liście najczęściej “klikanych” dystrybucji Linuksa na portalu DistroWatch) służącą za poligon doświadczalny dla komercyjnej wersji systemu SUSE. Okazało się, że nic bardziej mylnego.

Co (jako Linuksowy laik) lubię w openSUSE?

Mając zainstalowane openSUSE już od kilku tygodni, jestem w stanie wypowiedzieć się, co szczególnie doceniam w dystrybucji.

  1. Super doświadczenie z KDE – Po zainstalowaniu openSUSE z domyślnie wybranym systemem KDE widzę, że całość jest zintegrowana z systemem całkiem nieźle. Żadnych wyskakujących błędów, a wszystkie aplikacje działają bez zarzutów od początku. Według moich źródeł wersja z GNOME 3 również działa bez większych zarzutów, ale tego potwierdzić nie mogę. Ogólnie działa to nieźle. Jedyny mój zarzut jest do domyślnego wyglądu, który raczej szybko został zmieniony. Czerń z zielenią to nie jest moje ulubione połączenie.

  2. Doskonale zintegrowany z systemem Snapper – W zasadzie dzięki openSUSE pakiet, którego nie wyobrażam sobie nie mieć w Linuksie, a który, ku mojemu zaskoczeniu, inne dystrybucje domyślnie nie oferują. Snapper to pakiet, który domyślnie tworzy migawki systemu przed i po aktualizacji. W praktyce w przypadku sytuacji, gdy nie mamy możliwości uruchomić naszego systemu po aktualizacji, albo gdy coś nabroiliśmy z pakietami. Miałem okazję skorzystać z tej opcji dwukrotnie: kiedy z jakiegoś względu nie mogłem uruchomić systemu ponownie po awaryjnym resecie oraz kiedy próbując naprawić pewien problem z aktualizacjami (patrzcie punkt 2 sekcji, czego nie lubię w openSUSE) niechcący pozbawiłem mój system ważnych wersji kodeków. W obu przypadkach wystarczyły dwie minuty, by przywrócić system do ustawień przed pechową aktualizacją. openSUSE już przy instalacji dostosowuje system pod tę konkretną funkcję, proponując instalację odpowiedniej partycji oraz włączając opcję migawek domyślnie. Daje mi to poczucie, że mimo bardzo negatywnej reputacji (w przypadku openSUSE, bardzo niesłusznie) dystrybucji rolling-release, mam dodatkową linię obrony przed ewentualnymi awariami.

  3. YaST jako narzędzie do zarządzania systemem – Chociaż nie mam porównania do innych dystrybucji Linuksa, YaST zdaje się dla mnie całkiem intuicyjny i rozbudowany. Chociaż zawiera mnóstwo opcji, które nie są dla mnie przydatne, te funkcje, których używam, są całkiem solidne: moduł aktualizacji (z kilkoma wyjątkami, o których powiem później), narzędzia do drukarki i skanerów czy program do partycjonowania dysku. Działają nieźle i nie konfundują. Mnie się podoba!

  4. Częste aktualizacje – openSUSE Tumbleweed dostaje aktualizacje praktycznie codziennie lub, okazjonalnie, co dwa dni (średnio 50-60 pakietów, od kilkudziesięciu kilobajtów aż do kilku megabajtów). Ponieważ lubię mieć aktualny system, pod tym kątem jestem bardzo zadowolony. Według informacji, które mam, te aktualizacje w większości składają się ze stabilnych wersji różnych pakietów i faktycznie jestem skłonny w to uwierzyć. Nie doświadczyłem, póki co, żadnych błędów.

  5. Pomocna społeczność – Miałem przyjemność skorzystać z oficjalnego IRC społeczności openSUSE i zostałem przyjęty bardzo ciepło. Chociaż znalazłem rozwiązanie mojego problemu to jednak znalazło się dużo osób, które próbowały mi pomóc. Bardzo doceniam i pozdrawiam, jeśli ktoś z Was to czyta! ;)

Czego (jako Linuksowy laik) nie lubię w openSUSE?

Chociaż moje doświadczenia z korzystania z systemu są bardzo pozytywne, jest kilka bolączek, o których muszę wspomnieć.

  1. Nieco zbyt pancerny domyślny firewall – Mam komputer stacjonarny podłączony do routera przez zwykły kabel sieciowy. Chociaż na Windowsie podobnie wyglądało moje ustawienie, byłem w stanie bez problemu korzystać z drukarki bezprzewodowo po sieci LAN. Na openSUSE nie jestem w stanie tego zrobić i system pozwoli mi wydrukować jedynie po podłączeniu drukarki po kablu. Podobnie ma się sprawa z KDE Connect, który nie widzi mojego telefonu podłączonego do tej samej sieci, i vice versa (dopiero przy okazji pisania niniejszego wpisu znalazłem artykuł na wiki openSUSE i faktycznie po dodaniu wyjątku do firewalla KDE Connect działa jak trzeba). Domyślam się, że jest to kwestia otwarcia odpowiednich portów, ale wymaga to nieco więcej wiedzy ode mnie. W końcu to rozgryzę, ale na sam początek cóż...

  2. Problemy z aktualizacjami w przypadku wybrania dodatkowych repozytoriów Pacman – openSUSE ma mechanizm, w którym w przypadku konfliktu JAKICHKOLWIEK pakietów przy aktualizacji, odmawia aktualizacji systemu, nawet jeśli odznaczymy dane pakiety. Taka sytuacja ma miejsce dość często w przypadku wybrania dodatkowych repozytoriów Pacman (o ile dobrze kojarzę nie mają nic wspólnego z Arch), które często zawierają pakiety w wersjach o wiele wyższych niż dostępne obecnie w repozytorium openSUSE. O ile w przypadku ewentualnych konfliktów można to naprawić w 15 minut poprzez zmianę priorytetów repozytoriów czy ręczne aktualizowanie danych pakietów z poziomu YaSTa.

  3. Domyślnie brak kodeków do multimediów – Standardowa śpiewka: patenty USA i inne takie, przez co domyślnie openSUSE nie zawiera kodeków. Naprawiają to repozytoria Pacman, w których znajdziemy wszystkie niezbędne kodeki, ale ponownie, nie jest to idealne rozwiązanie z powodu potencjalnych konfliktów innych pakietów, które mogą nam uniemożliwić przyszłe aktualizacje. Dobrym kompromisem są repozytoria Pacman Essentials ograniczające się do konkretnego minimum pakietów, ale nie jest to rozwiązanie idealne.

Pomijam tutaj ewentualne problemy, które wymagały 5-10 minut researchu, by znaleźć odpowiedzi oraz drobnostki, które nie muszą być winą openSUSE.

Podsumowanie

Miałem trudny wybór potencjalnego systemu i zaryzykowałem, ale czuję, że trafiłem odpowiednio. Jestem z mojej przesiadki na openSUSE Tumbleweed bardzo zadowolony i o ile słyszę sporo o próbowaniu różnych dystrybucji przez innych, nie czuję potrzeby, by sprawdzać innych dystrybucji.

Ktoś dalej siedzi na Windowsie? Na wszelki wypadek zostawię link: https://get.opensuse.org/tumbleweed/ ;)


O ile nie stwierdzono inaczej, wszystkie wpisy dostępne są na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0. Ikona licencji