Porozmawiajmy o tłumaczeniach mang na polski
Kupując co jakiś czas mangi wydane na rynek polski liczę się z tym, że ich tłumaczenie może być często kontrowersyjne w niektórych miejscach. Jest to temat, który jest poruszany dość często przez fanów mangi i anime w Polsce, a do wychwytywania takich fragmentów powstały nawet specjalne strony, takie jak PolskieMangi. O ile jest tam sporo przykładów nietypowych tłumaczeń i szanuję sam projekt za to, że mówi wprost o tym problemie i stara się przy tym konstruktywnie uargumentować niektóre przykłady, tak reakcja ludzi w stylu “osoba co to zatwierdzała czy tłumaczyła powinna wylecieć z roboty” jest nieco przesadzona. Odnoszę wrażenie, jakby wiele osób komentując w ten sposób, nie znało się absolutnie na realiach tłumaczeń. Dzisiaj porozmawiamy sobie o tym temacie.
Na wstępie powiem, że konstruktywna krytyka jak najbardziej jest pożądana i doceniam wszystkie osoby wyrażające swoje opinie. Niestety, o ile krytyka jest okej, nie pochwalam żadnych przejawów hejtu (przez hejt mam na myśli krytykę, która nie zawiera żadnych elementów konstruktywnych i ma na celu jedynie wbijać szpile w ludzi). Niech krytyka pozwala innym poprawić swoje błędy, a nie dodawać jadu.
Jeśli chodzi o moje doświadczenia z tłumaczeniem, to miałem co jakiś czas przyjemność przełożyć część tekstów z języka angielskiego na polski. Były to głównie gry lub programy. Miałem również moduł tłumaczeniowy na moich studiach magisterskich. I powiem prosto z mostu: tłumaczenie tekstów z języków stosunkowo prostych gramatycznie (angielskiego oraz japońskiego) na niewiarygodnie kwiecisty język polski jest bardzo trudne. Wiąże się to z mnóstwem problemów. Część z nich to: * słowa klucze w języku oryginalnym, które są bardzo ogólne (np. angielskie “to go”, które może oznaczać przeróżne formy ruchu, z najbardziej neutralnym tłumaczeniem “udawać się do...”); * duża objętość tekstu (tłumaczenie na język polski naturalnie “puchnie” i wymaga mnóstwo wprawy i kombinowania, by zdania nie wyszły dłuższe niż oryginał). * słowa w języku oryginalnym, które nie mają naturalnego odpowiednika w języku polskim, np. japońskie 先輩 (“senpai” – starszy kolega, osoba wyższa stażem). Tak, patrzę na Was czytelnicy Nagatoro! * różne akcenty i gwary, które nie mają odpowiedników w języku polskim (a nawet jeśli są, to nie jest zalecane ich używanie w tłumaczeniach). * różnice kulturowe oraz żarty słowne, których w języku japońskim oraz angielskim jest mnóstwo, a w języku polskim są względnie niewskazane (czy serio wszystko musi mieć przypiętą łatkę “suchara?)
Nie każdy z powyższych problemów nie jest możliwy do rozwiązania, ale wymaga to mnóstwa kombinowania oraz bardzo często mniejszych lub większych kompromisów. I dyskusje odnośnie metod tłumaczenia, często nawet pojedynczych słów, toczone są bardzo często czy to w środowisku akademickim, czy wśród samych tłumaczy. Największy problem jest taki, że żadna z metod nie odda w całości myśli oryginału. O ile nie pracowałem nigdy w wydawnictwie, nie wierzę, że nie ma w nich dyskusji na ten temat.
Kolejnym problemem jest odbiorca danego tłumaczenia. Zależnie o tego, kto jest odbiorcą danego medium, pod niego dostosowuje się metody tłumaczenia tekstu. Jakkolwiek kontrowersyjnie to nie zabrzmi, mangi wydawane na polski rynek nie są tworzone pod kątem fanów, znających w mniejszym lub większym stopniu kulturę japońską. Zawsze będą tłumaczone tak, żeby osoba totalnie niezaznajomiona z tą kulturą mogła dobrze się przy niej bawić i zrozumieć co najmniej większość dialogów oraz odniesień. Tłumaczeń tworzonych pod kątem miłośników Japonii raczej bym szukał właśnie w tłumaczeniach fanowskich, które z reguły nie są wcale gorsze czy lepsze (poza oczywistymi sprawami jak potrójne tłumaczenie japoński->angielski->polski) od tych robionych przez wydawnictwa. Ot, kierowane są do innego odbiorcy.
W przypadku firm wydających mangi trzeba mieć na uwadze, że te działają z faktycznymi wydawnictwami (albo częściej licencjodawcami) japońskimi, które też w przypadku wydawania tytułów mają dość konkretne wymagania co do ich wydania. Gotowe i przetłumaczone mangi to efekt kilku, o ile nie kilkunastu audytów zgodności z wytycznymi narzuconymi przez wydawnictwo albo pośredników. Przez to istnieje bardzo niewielka szansa, że jakieś tłumaczenie wyjdzie nie tak jak ktoś sobie zażyczył. Oczywiście szansa jest, błędy ludzkie się zdarzają, ale nie jest tak, że mangi te są wydawane bezmyślnie.
Pobawiłem się w adwokata diabła, czas więc na odbicie piłeczki. Czy uważam, że tłumaczenia mang na polski rynek są dobre? Pomimo opinii negatywnych fandomu mangowego, uważam, że nie są złe, ale jest faktycznie jeden aspekt, który czasami sprawia niesmak. Są to tłumaczenia ze wciskanymi na siłę odniesieniami do popkultury. Faktycznie jestem zdania, że tłumaczenia powinny być jak najbardziej ponadczasowe, a odniesienia będące rezultatem memów bardzo szybko się zestarzeją. Czy o “horej curce” będą wiedziały osoby za 15-20 lat? Część starszych roczników na pewno tak, ale pytanie co z osobami młodymi? Przyznaję, jest to tłumaczenie wymuszone i zbędne.
Mój przekaz jest bardzo prosty: weryfikujmy tłumaczenia, jednak starajmy się przeanalizować, dlaczego dany tłumacz przetłumaczył daną rzecz tak, a nie inaczej. Bądźmy bardziej świadomi narzędzi, których używają tłumacze. Szanujmy ich pracę. I co najważniejsze: doceniajmy, że mamy dostęp do legalnych i względnie tanich mang w Polsce, i że ten rynek w porównaniu z anime rozwija się u nas dość prężnie. Krytykujcie konstruktywnie, ale nie hejtujcie dla hejtu.
Róbcie rzeczy, dbajcie o siebie i do następnego!
O ile nie stwierdzono inaczej, wszystkie wpisy dostępne są na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0.
