Nintendo Switch vs. Steam Deck — hybrydowość jako główna cecha porównawcza

Już od momentu zapowiedzenia Steam Decka przez Valve, media wrzeszczą o konsoli jako o “konkurencji do Switcha”. W tym wpisie, jako użytkownik i jednocześnie fan obu sprzętów opowiem, dlaczego to porównanie ma w sobie zarówno trochę prawdy, jak i jest totalną bzdurą.

Na początku warto zaznaczyć, że wpis ten jest całkowicie subiektywną próbą porównania tych obu konsolek pod kątem ich hybrydowości, wraz z ich różnicami, wadami oraz zaletami, jak również, pod jakiego odbiorcę docelowego zostały stworzone. Wpis ten nie jest w żaden sposób sponsorowany, a jedyne co otrzymałem od wyżej wspomnianych firm to doskonale przemyślane konsolki hybrydowe. Ale po kolei...

Kiedy i dlaczego wybrałem Nintendo Switch?

Wraz z datą ósmego listopada bieżącego roku, mojemu egzemplarzowi Nintendo Switch minęły dokładnie cztery lata. Konsolka ta już od tamtego czasu była dla mnie marzeniem. Chociaż z Nintendo nie miałem zbytnio do czynienia poza klasycznym u nas Pegasusem, chciałem zobaczyć, w jakim stopniu firma posunęła się do przodu od czasów ich początków na rynku konsol. Poza sporą ilością niezwykle interesujących gier, na które hype skutecznie podsycali oglądani przeze mnie streamerzy (pozdrawiam Vulpistera), byłem zaintrygowany ideą hybrydowości Switcha, co do dzisiaj ku mojemu zdziwieniu nie jest w konsolach standardem. Rzeczywistość okazała się jeszcze lepsza, niż mi się wcześniej wydawało. Poza doskonałymi grami od Nintendo pokroju Mario, Zeldy, Animal Crossing i innych, hybrydowość konsoli była, i dalej jest dla mnie cudowną sprawą. Możliwość grania zarówno w formie przenośnej, jak i w trybie zadokowanym podłączonym do telewizora, odczepiane joycony (swoją sprawą również imponujące technologicznie), dodatkowe opcjonalne akcesoria, czy nawet tak subtelne elementy jak “nóżka” z tyłu konsoli do podtrzymania konsoli w trybie przenośnym — sporo można wymieniać. Obecnie Switch jest moją główną konsolą, na której ogrywam nowe tytuły, poza moją półtoraroczną stacjonarką, i nie zamierzam się tej konsoli pozbywać.

Hybrydowość Nintendo Switch

Hybrydowość Switcha to jest temat, któremu trzeba poświęcić więcej czasu, z czego trzeba mieć na uwadze, że będę tutaj mówił o modelach podstawowych Switcha i pominę tutaj kwestię Nintendo Switch Lite jako modelu konsoli, który jest pozbawiony właśnie tej głównej zalety Switcha i jest skierowany do zupełnie innego odbiorcy. Switch pozwala na granie w wielu trybach: z zamontowanymi joyconami do ekranu jako konsola przenośna, z odczepionymi joyconami i postawionym ekranem, na dwóch graczy z odczepionymi joyconami, gdzie każdy z graczy korzysta z jednego joycona obróconego poziomo, z zamontowanymi joyconami do stojaka dającego odczucie grania na jednym dużym padzie (potocznie zwany “pieskiem”, z powodu podobieństwa do głowy psa), jak również kombinacja powyższych możliwości w wersji zadokowanej do monitora. Łącznie kombinacji jest mnóstwo, a dochodzą do tego jeszcze kolejne, wraz z zakupieniem dodatkowych akcesoriów (np. dodatkowe dwa joy cony pozwalają poszerzyć ilość graczy do czterech) czy tych dostępnych (np. strapy, które pomagają w wygodniejszym trzymaniu joyconów i niwelują ryzyko upuszczenia kontrolera przy grach ruchowych). Mamy tutaj do czynienia z ogromną swobodą i dostępnością pod kątem sposobów grania, bez konieczności przymuszenia do siedzenia przy telewizorze z jednym padem. Niewiarygodna mobilność Switcha plus praktycznie błyskawiczna opcja “podłączenia” do rozgrywki drugiego gracza. O ile nie miałem zbyt wielu opcji, by Switcha zabrać do pogrania w podróży (minusy bycia jedną z niewielu osób w gronie znajomych, co ma prawo jazdy), i taka opcja jest doskonała.

Dla kogo jest Switch, a dla kogo nie?

Switcha docenią osoby, które będą szukały sprzętu pod granie na telewizorze, by potem kontynuować grę na kanapie lub w podróży, albo z możliwością szybkiego podpięcia nawet do czterech graczy. Sama bateria też jest niczego sobie, i pozwala na kilka dobrych godzin grania. Jedyne argumenty przemawiające przeciwko Switchowi (oczywiście dla osób, których to dotyka) to jego stosunkowo niska wydajność w porównaniu z innymi konsolami tej generacji, jak również sporą dominację gier Nintendo, które nie przypasują każdemu (albo jrpg, albo gry w klimatach raczej lżejszych).

Dobra, a co ze Steam Deckiem?

O ile Steam Deck jest w moim posiadaniu zaledwie od dwóch miesięcy, moja historia z konsolami Valve sięga jeszcze czasów ogłoszenia Steam Machines. Chociaż projekt okazał się katastrofą, Valve rozpaliło nadzieję mnie, młodego entuzjastę idei open source na możliwość poważnego grania na Linuksie. Pierwotnie Steam Deck był przeze mnie uwzględniany jako pełnoprawny odpowiednik komputera stacjonarnego, ale z czasem zrezygnowałem z tego pomysłu na rzecz pełnoprawnej stacjonarki. Pomysł powrotu do Steam Decka wrócił wraz z moją zajawką na granie na Linuksie oraz moim bezproblemowym użytku openSUSE przez blisko już rok. Postawiłem sobie za cel kupić sobie używanego Steam Decka z dyskiem 256 GB jako prezent urodzinowy. Steam Deck przekonał mnie kilkoma rzeczami: raz, że mam możliwość ograć na nim zdecydowaną większość gier z mojej biblioteki Steam, które przez ostatnie 11 lat udało się nazbierać. Drugą rzeczą była, podobnie jak w przypadku Switcha, jej hybrydowość, ale osiągnięta z zupełnie innej strony, mianowicie jego infrastruktury. O ile Steam Deck jest obecnie mniej używany niż wcześniej Switch, to jednak trzymam go pod granie w luźniejszych chwilach oraz pod ewentualne wyjazdy czy eventy pokroju LANów, gdzie miałbym możliwość pogrania na swoim sprzęcie, pod warunkiem otrzymania monitora.

Hybrydowość Steam Decka

Steam Deck stawia na zupełnie inne podejście do hybrydowości. W przypadku Decka hybrydowość leży w jego infrastrukturze i oprogramowaniu. Poza domyślnie włączonym trybem growym, który odpala się natychmiast po włączeniu konsoli, jest też opcja przełączenia konsoli w tryb pulpitu, który zamienia ją w pełnoprawny komputer. Po zakończonym graniu konsola nie robi nam problemów, jeśli chcielibyśmy sprawdzić na niej ulubione social media, filmy, seriale czy napisać część pracy magisterskiej. Wszystko to możemy zrobić domyślnie, bez konieczności hakowania konsoli. Postawienie na własną infrastrukturę oraz system oparty na Linuksie sprawia też, że konsolka jest doskonale kompatybilna z wieloma peryferiami, które nie były tworzone pod Steam Decka, i nie ma problemów by do gry wykorzystać pady z innych konsol. Nawet kwestia docka do podłączenia do telewizora lub monitora nie jest problemem, ponieważ Valve wprost zezwala na wykorzystywanie docków od firm trzecich. Dodatkowym atutem jest też sama obsługa gier, które dostają mnóstwo wsparcia ze strony zarówno Valve, jak i społeczności, by te można było ogrywać wygodnie i bez problemów. Najlepszym przykładem jest tutaj Half Life czy Worms Armageddon, gry z późniejszych lat 90tych, które otrzymały niezwykle wygodne i intuicyjne opcje sterowania, mimo że nawet nie wspierają one gry na kontrolerze. Dodać do tego możliwość własnego konfigurowania sterowania na zasadzie “przycisk na padzie = konkretny klawisz na klawiaturze komputerowej” plus zawartość ekranu dotykowego, dwóch paneli dodatkowych i żyroskopu i mamy przepis na bardzo przyjemne posiedzenie przy grze.

Dla kogo jest Steam Deck, a dla kogo nie?

Decka na pewno polecę osobom, które szukają sprzętu w kwotach do dwóch tysięcy złotych, które będą w stanie uciągnąć nowsze tytuły pokroju Cyberpunka czy najnowszego Baldur's Gate 3 (oba tytuły działają wyśmienicie). Pomijając kwestie ekonomiczne, Deck jest sprzętem dla kilku grup ludzi: osób ceniących sobie wygodę pogrania w gry ze swojej budowanej przez wiele lat biblioteki gier ze Steama na kanapie, jak również dla osób, które będą chciały mieć konsolę z opcją pracy przy komputerze na ekranie dotykowym, przy pomocy touchpada, lub klasycznie myszką i klawiaturą. Ewentualnie, podobnie jak mnie się to marzy, będzie to dobra konsolka pod potencjalne LANy. Konsola jednak nie jest dla osób, które nie są otwarte na odrobinę grzebaniny. Zdecydowana większość gier oznaczona w sklepie Steam jako “Zweryfikowane” będą działały na domyślnej konfiguracji od razu. Problem może leżeć, kiedy będziemy próbowali ograć tytuły oznaczone jako “Grywalne”. Te będą wymagały albo ustawienia niektórych opcji samemu (np. przypisania klawiszy z klawiatury pod przyciski pada), lub skorzystania z licznych rozwiązań społeczności. Nie jest to grzebanina na zasadzie wpisywania komend przez terminal (te zdarzają się w przypadku niektórych tytułów, ale jest to coraz rzadsze zjawisko), ale wymaga to jednak odpowiedniego nastawienia i niewielkiego wysiłku. Nieco inne też może być doznanie z dodawaniem gier spoza infrastruktury Steama, lecz tutaj też zależy to od konkretnych gier. Gry kupione na takich platformach jak GOG, Epic czy Amazon Prime mogą zostać łatwo pobrane przez Heroic Games Launcher, natomiast gry z innych platform mogą wymagać nieco więcej pracy (chociaż skryptów instalacyjnych na Steam Decka też jest już niemało).

Podsumowanie + dlaczego tyle wspominam o hybrydowości?

Jak sami zauważyliście, sporo wspominam o hybrydowości obu konsol. Wynika to z tego faktu, że media, jak również recenzenci zdają się ignorować w swoich porównaniach tych konsol właśnie tę kwestię na rzecz surowej mocy, wiek sprzętu lub po prostu dostępność gier czy czas na baterii. Przy wyborze konsoli, trzeba uwzględniać też właśnie ich główne cechy, które sprawiają, że te wyróżniają się z tłumu konserwatywnych sprzętów pokroju Playstation czy Xbox. Pod tym kątem, obie konsolki są doskonałymi przykładami sprzętów, które nie zostały stworzone, by konkurować ze sobą bezpośrednio, a być po prostu sprzętami, które przeniosą granie na zupełnie inny poziom, i będą oferowały coś więcej. W moim domu zastosowanie znajdą obie konsolki, i z żadnej nie mam zamiaru rezygnować ani żadnej z nich odsprzedawać. Czego i Wam życzę!


O ile nie stwierdzono inaczej, wszystkie wpisy dostępne są na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0. Ikona licencji