Dni Fantastyki 2023 – komentarz

Ostatni przystanek na mojej tegorocznej liście tournée po różnych konwentach w mojej okolicy został osiągnięty. Dni Fantastyki 2023 we Wrocławiu to ostatnia impreza na mojej liście, i zarazem dla mnie osobiście najważniejsza. Jak impreza wypadła w tym roku?

Doskonale wiem, że spora grupa moich znajomych czekała na mój komentarz dotyczący tej imprezy, a więc czas przyjrzeć się, czym DFy zaplusowały, i co wypadałoby jeszcze poprawić. W przypadku komentarza na temat tej konkretnej imprezy postanowiłem również po namyśle dodać i trzecią kategorię rzeczy neutralnych, które o ile same w sobie nie były zaletami ani wadami, to jednak w pewnym sensie przyczyniły się do kilku dodatkowych przemyśleń co do imprezy. Opinia tu przedstawiona została napisana z perspektywy uczestnika, który był na imprezie wszystkie trzy dni (w Zamku) jako uczestnik z karnetem.

Tutaj będę chwalił DFy

Niezwykle rozbudowany program oraz różnorodność prelekcji

Pod kątem programu i poziomu oferowanych prelekcji, ustawiam DFy zaledwie nieco poniżej Pyrkonu, ale zdecydowanie powyżej Fantasmagorii. Innymi słowy: jest bardzo, ale to bardzo dobrze. Tak samo jak na Pyrkonie, cierpiałem na problem zbyt wielu prelekcji nachodzących na siebie. Chociaż program był zdominowany przez tematykę słowiańszczyzny, nie obyło się bez prelekcji o RPG, science fiction, Tolkienie, pisarstwie fantasy, czy anime. W trakcie konwentu wziąłem udział w siedmiu prelekcjach, z czego pięć dotyczyło słowiańszczyzny. Sam fakt, że sale były wypełnione po brzegi, świadczy o tym, że temat ten był niezwykle przyciągający dla uczestników. Pomijając prelekcje, reszta punktów programu wydawała się przyzwoita, i chociaż postawiłem w większości na prelekcje oraz wydarzenia na scenie, widziałem, że nie dało się narzekać na brak różnorodności. DFy stały, stoją i będą stały dobrym programem. Są to moje piąte DFy, i nic nie wskazuje na to, by miało się to zmienić.

Wstęp wolny do samego Zamku

Dużą zmianą, która mnie urzekła, był sam fakt tego, że w tym roku wstęp do zamku był otwarty i darmowy dla każdego zainteresowanego. O ile konkretne atrakcje, takie jak planszówkowa wypożyczalnia, strefa multimedialna w podziemiach i prelekcje wymagały już posiadania albo wejściówki, albo biletu na konkretne atrakcje, sam fakt tego, że uczestnicy mogli na spokojnie chodzić po Zamku, rozejrzeć się, czy bezstresowo skorzystać z toalety w cywilizowanych warunkach (a to też jest ważne!) było super. Więcej otwartości!

Ceny wejściówek

Oddech inflacji dalej koroduje nasze ciężko zarobione pieniądze, więc warto też wspomnieć o samych cenach atrakcji. W przypadku DFów im wcześniej się zakupiło wejściówkę, tym lepiej. Moja, kupiona tuż po ogłoszeniu przedsprzedaży, wyniosła 130 zł na trzy dni, co jest ceną w porządku. Cena 150 zł dla osób, które spóźniły się z zakupem, też jest do przełknięcia, chociaż należy mieć na uwadze to, że w tej cenie otrzymujemy nic więcej, jak tylko wstęp na prelekcje w Zamku (też nie gwarantowany, ale o tym wspomnę później), do planszówkowego games roomu (była strefa wolna dla osób, chociażby z własnymi planszówkami), na sesje RPG (a przynajmniej te oficjalnie widniejące w programie — sesje od wydawnictw RPGowych można było ograć bezpłatnie na stoiskach konkretnych wystawców) czy do strefy multimedialnej. Cała reszta atrakcji była dostępna bezpłatnie dla każdego zainteresowanego. W związku z tym opcja wejściówek opłacalna była tylko w sytuacji, w której aktywnie braliśmy udział właśnie w tego typu atrakcjach. W przeliczeniu zapłaciłem 130 zł za wejściówkę na trzy dni i byłem na siedmiu prelekcjach i dwa razy odwiedziłem strefę multimedialną. Osobno wstęp na jedną prelekcję kosztował 20 zł, natomiast bilet do stref z grami 40 zł (jednorazowo, na cały czas grania). Nie mając wejściówki, zapłaciłbym około 180 zł. Innymi słowy: dla osób, które chciały brać udział w tego typu atrakcjach, wejściówki warte były tych pieniędzy, a osoby nie koniecznie zainteresowane tymi atrakcjami, mogły po prostu korzystać z konwentu bez opłat.

Dużo stref chillu

Mój zarzut z poprzedniego roku co do małej ilości stref chillu na całe szczęście nie tyczy się tego roku. Stref było odczuwalnie więcej, i chociaż dalej zdarzały się problemu z leżakami, chociażby przy scenie, to jednak te można było znaleźć u większej liczby wystawców, czy też w strefie z kinem plenerowym. Zdecydowanie było gdzie usiąść.

Strefa wystawców

Opisałem rok temu strefę wystawców jako fajną i rozbudowaną. W tym roku w zasadzie żadnych większych zmian nie było, i mam taką samą opinię co do tegorocznej strefy wystawców jak rok temu. Dobrze, że w tym aspekcie DFy trzymają się zasady, by nie naprawiać tego, co nie jest popsute.

Co w DFach bym poprawił?

Identyfikatory z prawdziwego zdarzenia dla uczestników

Jedyny mój poważny zarzut do DFów nawet nie tyczy się samych atrakcji co bardziej kwestii technicznej, czyli... wejściówek, a konkretnie ich formy. Uczestnicy z karnetem 3-dniowym jako oznaczenie otrzymywali fioletową, papierową opaskę na rękę. O ile w przypadku imprezy jednodniowej czy bezpłatnej (opaska jest po prostu bardziej narzędziem statystycznym w takim przypadku) takowe rozwiązanie jeszcze jest akceptowalne, tak w przypadku imprezy trzydniowej i płatnej, nie byłem zachwycony. Chociaż w przypadku zniszczenia takowej opaski wolontariusze przewidywali możliwość wymiany uszkodzonej opaski na nową, tego typu opaski nie są najwygodniejszą opcją. Papier, z którego są stworzone, jest całkiem wytrzymały, jednak wizja brania prysznica (jeszcze bardziej współczuję uczestnikom z wanną) w takowej nie należała do najprzyjemniejszych. Z jednej strony rozumiem oszczędność (chociaż w przypadku opasek papierowych już momentami podchodzi to pod hiperoszczędność), z drugiej strony nie miałbym problemów dopłacić nieco więcej do wydarzenia, by otrzymać identyfikator z prawdziwego zdarzenia. Może za rok?

Dedykowana strefa anime

Tegoroczne DFy miały pecha rywalizować z jednym z największych festiwali anime, Hikari, o uczestników. Chociaż w mojej opinii DFy poradziły sobie w tej cichej walce niezwykle dobrze, i konwent i tak był wypełniony miłośnikami anime oraz kilkoma wystawcami, to jednak w przyszłych edycjach zobaczyłbym większą kontrofensywę w postaci dedykowanych stref anime z dodatkową ilością wystawców, czy nawet dodatkowy blok anime z prelekcjami czysto o kulturze wschodu. Fandom jest na tyle ogromny, że taki blok z pewnością by przyciągnął dodatkowe grupki uczestników, nie tylko z Wrocławia i okolic.

A teraz nieco neutralnie...

Kwestia wejściówek na pojedyncze atrakcje...

Wspominałem wyżej o całkiem atrakcyjnej cenie wejściówek na DFy i faktycznie biorę odpowiedzialność za swoje słowa. Uważam cenę wejściówek na DFy za atrakcyjną. Niemniej jednak mam pewien problem z obecnym systemem, którego nie potrafię jednoznacznie określić. Chociaż udało mi się dostać na wszystkie wymarzone prelekcje (co bardziej było wynikiem doświadczenia Pyrkonowego, by przychodzić na pół godziny przed początkiem prelekcji), odczułem wyraźną faworyzację osób, które kupowały bilety na konkretne atrakcje. Tego typu osoby, pomimo często wydawania o wiele niższej kwoty, wchodziły priorytetowo na wybrane punkty programu. Żeby nie było, na DFach było zaledwie kilka prelekcji, w przypadku których ilość osób oczekujących przewyższyła pojemność sali prelekcyjnej, ale sam fakt faworyzacji osób płacących osobno za atrakcje jest niepokojący. Tutaj rozwiązaniem, które w miarę by wyrównało tę nierówność, byłaby opcja tokenów dla osób, które zakupiły wejściówkę w przedsprzedaży. Gdybym widząc ogromną kolejkę na wybraną prelekcję, był zmuszony wydać dodatkowe pieniądze na osobny bilet na wybraną atrakcję, czułbym się nieco oburzony. Nawet jeden token wejścia poza kolejką już by osłodził tę kwestię. No i ponownie, nie pogardziłbym wejściówkami na pojedyncze dni, zamiast tylko i wyłącznie opcji wejściówek trzydniowych. AKTUALIZACJA: po konsultacji z pewnym organizatorem, celem wejściówek na pojedyncze atrakcje jest po prostu większa dostępność dla osób, które po prostu chcą wejść na konkretne punkty programu. Karnety dalej pozostaną domyślną opcją dla regularnych uczestników, którzy chcą aktywnie brać udział w atrakcjach, i nie ma planów by miało się to zmienić. Wobec tego mogłem nieco przesadzić z określeniem tego “faworyzacją” i rozumiem, że mój punkt widzenia był nieco inny. Przyjmuję oficjalnie moją pomyłkę!

Rozbicie programu na pięć dni

Tegoroczne DFy były czysto teoretycznie imprezą pięciodniową, z dużą ilością atrakcji również w środę i czwartek poza Zamkiem, w bibliotece Mediateka (ok. 14 km od Zamku w Leśnicy, 21 minut drogi samochodem według danych z OpenStreetMap). Wstęp na prelekcje dostępne w bibliotece był bezwzględnie bezpłatny. W czym jednak problem? Kiedy wypowiadałem się o zeszłorocznych DFach, bardzo chwaliłem pomysł prelekcji też w strefie bezpłatnej. Wygląda na to, że faktycznie pomysł ten został rozwinięty, niemniej jednak wykonanie poszło w nieco inną stronę. Chociaż sam pomysł nie jest zły i domyślam się, że po prostu był to kompromis wypracowany z biblioteką, by uzyskać ich partnerstwo, to jednak dla osób, które nie są z Wrocławia, wydarzenia w bibliotece były bardzo nieatrakcyjne, ponieważ są to jedyne atrakcje odbywające się w tamtym momencie. Tylko prelekcje i dwa panele na krzyż, a poza tym żadnego chodzenia po Zamku, żadnego odwiedzania strefy wystawców, żadnych wydarzeń na scenie. Nic. Wychodzisz z prelekcji i... w zasadzie to idziesz do domu. Chociaż wziąłem urlop na cały tydzień, postanowiłem pojechać na DFy dopiero w piątek. Rozumiem sponsoring, współpracę, ale reklamowanie spotkań w Mediatece jako “dodatkowych dwóch dni DFów” jest bardzo mocnym naginaniem rzeczywistości. Brzmi fajnie w mediach społecznościowych... i na tym się kończy. Nie przeszkadza mi absolutnie to rozwiązanie i uważam, że wszystkie chwyty dozwolone, żeby uzyskać dofinansowanie czy sponsoring, z czego jednak wolałbym, żeby organizatorzy pomyśleli też o większej ilości otwartych stref z prelekcjami (nie tylko od wystawców czy wiosek) znajdujących się faktycznie na terenie Zamku i w dni faktycznych DFów.

I oto tegoroczne DFy. Wydarzenie, które uwielbiam, i które w moim konwentowym kalendarzu co roku jest na pierwszym miejscu. Tegoroczna edycja absolutnie nie była wyjątkiem, i miałem naprawdę duży problem by znaleźć cokolwiek do przyczepienia się do tej imprezy. Na DFy się jedzie, relaksuje i chłonie każdy ich moment. Serdeczne podziękowanie wszystkim wolontariuszom (mam nadzieję, że każdy wolontariusz, który został przeze mnie obdarowany kostką, będzie miał same duże rzuty!), organizatorom, znajomym dzielącym ze mną konwentowe doznania, jak i czytelnikom mojego bloga. Widzimy się za rok na DFach!


O ile nie stwierdzono inaczej, wszystkie wpisy dostępne są na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0. Ikona licencji