Dlaczego uwielbiam piątą edycję Talisman: Magia i Miecz?

W drugiej połowie lutego 2024 została ogłoszona piąta edycja klasycznej gry planszowej Talisman: Magia i Miecz, która u nas znana była przez lata po prostu jako Magia i Miecz. Od wydania bardzo udanej czwartej edycji minęło już siedemnaście lat, a więc najwyższy był czas, żeby w końcu pojawił się jej następca. I mimo wielu niepochlebnych opinii krążących zarówno po anglojęzycznym internecie, jak i tym polskim (zwłaszcza polskim), wszedłem w posiadanie nowego Talismana. Mówiąc krótko: jestem zachwycony!

Warto zaznaczyć, że sam osobiście uważam Magię i Miecz za bardzo specjalną planszówkę, która towarzyszyła mi przez większość mojego okresu dorosłości. Była to moja pierwsza planszówka, którą nabyłem w okolicach roku 2011 i do dzisiaj jestem posiadaczem pierwszego jej wydania. Poza licznymi organizowanymi rozgrywkami w czasach liceum, gra pozwoliła mi też wkupić się w pewnym sensie w łaski mojego klubu fantastyki. Jakkolwiek nie kochałbym Magii i Miecza, nie będę ukrywał, że pomimo niewiarygodnego klimatu przygody i magii, planszówka miała swoje wady. Największą był czas. Klasyczny Talisman to gra, w której gracze spędzają od 6 do 8 godzin, a i tak gra może zakończyć się na utknięciu graczy w Środkowej Krainie (czyli mniej więcej w 66% gry) bez wyłonienia jednoznacznego zwycięzcy. Nieco bardziej uciążliwych mechanik oczywiście było nieco więcej i o ile dawniej nie zwracałem na nich zbyt dużej uwagi, wraz z ograniem setek różnych planszówek zacząłem patrzeć na Talismana z trochę innej strony. Gra w pewnych aspektach zaczynała się starzeć. Dalej była świetna, ale już zaczynała być planszówką, z której rezygnowałem na rzecz nieco mniej czasochłonnych, a jednocześnie bardziej strategicznych tytułów. W międzyczasie jednak wyszła piąta edycja Talismana, a ta namieszała mocno w moich obecnych planszówkowych preferencjach.

Zmiany zasad

Główną rzeczą, która wyróżnia nowego Talismana od pozostałych edycji są zmiany w kilku mechanikach. Są one na tyle znaczące, że rozpiszę je po kolei wraz z moim komentarzem odnośnie każdej z nich:

Talisman inny, ale ten sam

Po omówieniu konkretnych zmian, trzeba poruszyć kwestię samej rozgrywki. Po ograniu nowej wersji kilkukrotnie i przejrzeniu zasad nie mam wątpliwości, że każda z tych zmian była podyktowana konkretną wizją gry. Nowy Talisman to przede wszystkim o wiele szybsza wersja klasycznej gry. Poprzez wprowadzenie zaledwie kilku zmian, tempo rozgrywki gwałtownie wzrosło do tego stopnia, że z 6-8 godzin, grę można rozegrać od początku do końca w przeciągu 1,5-2 godzin (w przypadku początkujących lub nieco pasywniejszych graczy nie wykluczam rozgrywki trwającej do 4 godzin). Nowa wersja pod tym kątem przypomina trochę wyścig, w którym Magia i Miecz dzieli się na dwa etapy: przygody, w której rozbudowujemy naszą postać i staramy się przy okazji złapać Talizman oraz sprintu, w którym podejmujemy ryzyko przejścia przez Krainę Środkową. Nie uda nam się? Wrócimy do punktu wyjścia ze wszystkim, co do tej pory zdobyliśmy. I nic nie stanie na przeszkodzie by zadecydować o dodatkowym dozbrojeniu się w kolejne punkty siły lub mocy, czy dodatkowe punkty Losu. Albo próbować pędzić dalej. Zostaliśmy zamienieni w Ropuchę? Nie tracimy nic, tylko i aż po prostu jedną turę (która to też może z mojego doświadczenia przeważyć o wygranej bądź nie!). Wyścig trwa dalej. Czy taka formuła Talismana jako gry przygodowo-wyścigowej ma sens? Ku mojemu zaskoczeniu... ma sens, i to nawet momentami większy niż mozolna rozgrywka w starsze edycje. O ile gra oferuje alternatywne reguły, które przywracają mechanikę Ropuchy ze starej edycji czy opcję wybrania permanentnej śmierci, po moich obserwacjach widzę, że wykorzystanie ich zaburzyłoby dynamikę tej gry. Dobrze że są i jak najbardziej nie widzę problemów by bardziej świadomi gracze z nich korzystali, ale ja sam nie mam zamiaru ich stosować na stole. Czy gra ma klimat Talismanu? Oczywiście, że ma. To jest wciąż Magia i Miecz. Czuć to w kartach, czuć to w opisach i czuć to w emocjach, które towarzyszą graczom. Wciąż to jest.

Kto będzie zawiedziony?

Chociaż moim dotychczasowym wywodem ujawniłem się jako fan piątej edycji gry, nie będe ukrywał, że grze obrywa się za mnóstwo elementów i jest bardzo mocno krytykowana przez zagorzałych fanów poprzednich edycji. W większości jest to krytyka moim zdaniem niesłuszna, która zdaje się pomijać ogólny obraz gry, by doczepić się do pojedynczych elementów, ale nawet ja nie będę ukrywał, że piąta edycja nie zadowoli każdego. Talisman: Magia i Miecz edycja 5 nie podejdzie zagorzałym fanom edycji czwartej, którzy zebrali kompletne wydanie wraz ze wszystkimi dodatkami i spodziewają się, że kolejny Talisman będzie taką samą grą. Dla tych osób czwarta edycja będzie najlepszą edycją Talismana i zmiany w piątej edycji raczej ich nie przekonają. I nie muszą. Czwarta edycja pomimo leciwości dalej jest doskonała, a ogrom dodatków zarówno oficjalnych jak i fanowskich sprawi, że gra ta będzie cieszyć przez lata. Nowa edycja dostaje też mnóstwo krytyki w związku z nową szatą graficzną oraz grafikami na planszy, które są odwrócone stroną do środka planszy. Mnie to nie przeszkadza, komuś innemu będzie. Przeszkadza? Nie kupujcie. Tak samo sprawa tyczy się zasad. O ile nowa edycja podąża wyraźną wizją, ponownie, jeśli nie jesteście do niej przekonani albo uważacie grę za zwykły skok na kasę, omijajcie zakup. Jeśli jednak brakowało wam czegoś w starej edycji Talismana, albo nigdy w grę nie graliście, nie widzę powodu, żeby się w nową Magię i Miecz nie zaopatrzyć. Gry planszowe muszą się zmieniać, nawet te stare tytuły. Nie bójmy się zmian. Do zobaczenia przy stole!

Chociaż wpis nie jest sponsorowany, chciałem podziękować ekipie Rebela z Pyrkonu, którzy dali mi możliwość przetestować grę na kilka miesięcy przed premierą i zainspirowali mnie do stworzenia tego wpisu. Jesteście cudowni. Do zobaczenia na Koronie Władzy!


O ile nie stwierdzono inaczej, wszystkie wpisy dostępne są na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0. Ikona licencji